Interpretacje
Boski attacus lorquini i jego gadzie upodobania
Zjawisko dopatrywania się znanych kształtów w przypadkowych szczegółach nosi nazwę pareidolii. Doskonałym tego przykładem jest słynny lagun z Krakowa, który w oczach pewnej Pani miał być legwanem siedzącym na drzewie. Okazał się jednak zwykłym, powszechnie występującym w piekarniach croissantem, francuskim rogalikiem. W dodatku niedobrym, skoro wylądował na drzewie. Oj, wyobraźnia często płata nam figle, zwłaszcza w nocy, gdy wszystko wydaje się bardziej tajemnicze. Znane twarze wyrysowane korą drzew, kształtem chmur czy złożone z mozaiki kropel na zaparowanych szybach mieszkań, to tylko niektóre z przykładów obrazów generowanych przez ludzki umysł. Czy zwierzęta zatem mogą interpretować rzeczywistość w podobny sposób? Skąd wiedzą do kogo się upodobnić i jak uczą się odczytywać ten komunikat? W jaki sposób przenoszą podpatrzoną percepcję na obraz skrzydeł? Oczywiście znamy zjawisko mimikry, a więc upodobniania się przez bezbronne zwierzęta do tych groźniejszych, z którymi lepiej nie zadzierać. Jednakże im dalej w las tym więcej drzew, a dokładniej mówiąc interpretacji...
Epiphora mythimnia z Kenii prezentuje wielkie "okna". Podobnie jak Rothschilida z Ameryki Płd. czy Attacus z Azji. Przezroczystość widoczna jest jedynie pod kątem 90 stopni
Graellsia isabellae - wzór na dolnych skrzydłach interpretowany jako szczęka drapieżnika z kłami
Bogini Itzpapalotl - „obsydianowy motyl", "szponiasty motyl", wzorowana przez Azteków na Rothschildia orizoba. "Okna" ćmy interpretowane były przez plemienie Chichimeków jako obsydianowe sztylety
Rothschildia prezentująca lśniące zęby, tudzież kły kajmana, które posłużyły Aztekom do wyobrażeń bogini Itzpapalotl. Okna lśnią pod odpowiednim kątem, tracąc tym samym swoją przezroczystość
Naszą wędrówkę rozpoczniemy od tytana o imieniu Atlas, syna Japeta i okeanidy Klymene, brata Prometeusza. Z pewnością kojarzycie rzeźbię tego greckiego herosa, podtrzymującego kulę ziemską na swych ramionach. Tak, Atlas zdecydowanie nosił brzemię dźwigania sklepienia niebieskiego. A skazał go na to nie kto inny, tylko Zeus we własnej osobie. Oszczędzając Wam szczegółów, panowie posprzeczali się po słynnej wojnie bogów. Wszak to tytani rządzili kiedyś światem. Punktem kulminacyjnym tej historii jest podróż Perseusza, syna Zeusa, który wracając z wyprawy przeciwko Meduzie zahaczył o miejsce zesłania Atlasa. A działo się to w zachodniej Afryce. Jak się można było domyślić Atlas nie był zachwycony wizytą Perseusza, czemu dał wyraz. Zachowanie tytana nie spodobało się synowi Zeusa, który postanowił się odegrać, wykorzystując głowę jednej ze swoich gorgon. W ten sposób zamienił Atlasa w kamienną górę. Trik spojrzenia w oczy, rodem z naszego słowiańskiego bazyliszka, zakończył żywot Atlasa, na którego cześć nazwano olbrzymie pasmo górskie w północno-zachodniej Afryce, położone na obszarze Maroka, Algierii oraz Tunezji. Nic więc dziwnego, że jednego z największych motyli na świecie również nazwano Atlas, aby oddać hołd tytanowi. Sęk tylko w tym, że owadzi Atlas w Afryce nigdy nie był.
Attacus atlas to rzeczywiście gigant. Z pewnością każdy z Was choć raz widział na zdjęciach tego ikonicznego motyla. To także popularny gatunek w motylarniach i w prywatnych hodowlach, choć ja muszę się przyznać szczęścia do jego hodowli akurat nie mam. W tym momencie hoduje już kolejną partię na ligustrze, codziennie spoglądając z niepokojem do hodowlarki. Jeśli i ta próba zakończy się fiaskiem odłożę myśl o tym gatunku na dłuższy czas. O tegorocznych sukcesach i niepowodzeniach z pewnością Was poinformuję. Takich problemów nie ma mój znajomy z Malezji, który niedawno opowiadał mi o spotkaniu z tym motylem w naturalnym środowisku. Opowieść jest dość krótka - wyszedł do ogrodu a tam na jednym z jego krzewów siedział boski Atlas. Boskie atrybuty tego motyla z pewnością są niepodważalne. Olbrzymie skrzydła Attacusa atlasa zachwycają. Największe osobniki mogą osiągać nawet 25 cm rozpiętości skrzydeł przy powierzchni oscylującej w granicach 160 cm2. To klasyfikuje Atlasa w pierwszej trójce największych gigantów Planety. Do pozostałych należą Thysania agryppina oraz Attacus caesar . Natomiast pod względem powierzchni skrzydeł - Coscinocera hercules.
Bliźniaczo podobny kuzyn atlasa, pochodzący z Filipin Attacus lorquini, jest nieco mniejszy. Często te dwa gatunki są mylone. Istnieje jednak bardzo łatwy sposób na ich odróżnienie – końcówki przednich skrzydeł atlasa są żółte a u lorquini posiadają różowawy odcień. I tu zatrzymamy się na dłuższą chwilę. Przyjrzycie się uważnie wspomnianym końcówkom. Zwłaszcza u samców są charakterystycznie wydłużone, przypominając głowę z okiem. Czy już wiecie czyją? Mała podpowiedź. Większość ludzi na świecie żyje przed tymi stworzeniami w strachu. Wspólnie z pająkami wiodą prym w horrorach, łechcąc nasze fobie. Mowa oczywiście o wężach. Końcówki skrzydeł Attacusów imitują zwisającą z gałęzi głowę węża. Czyż nie jest to zdumiewiająca interpretacja? Pomaga ona w kamuflażu i pozwala zdezorientować napastnika. Potoczna nazwa atlasa w języku kantońskim tłumaczona jest nawet na „snake – head moth”, czyli ćmę o wężowej głowie. Prawdziwe gadzie oblicze motyl ten ukazuje, gdy jest zdenerwowany. Opada wówczas na ziemię i unosi powoli skrzydła zataczając ósemki ich końcówkami, innymi słowy wije się niczym wąż. Takie opadanie na ziemię ciem z rodziny pawicowatych jest dość częstym zjawiskiem. Najbardziej spektakularne u mnie w hodowli były figle Antheraea polyphemus, które zaniepokojone odpadały od siatki woliery niczym rażone piorunem i na ziemi podskakiwały, odpychając się do dołu skrzydłami i eksponując przy tym duże oczy na tylnych skrzydłach.
U Atlasa wężowe zakończenia skrzydeł to nie jedyna interpretacja. Charakterystyczne dla wielu pawic są także przezroczyste „okna” na przednich i tylnych skrzydłach, które pod pewnym kątem przypominają odblaskowe kły lub pazury dużych drapieżników. Zazwyczaj motyle te starają się upodobnić do tych zwierząt, które są najbardziej niebezpieczne dla owadożernych ptaków i małych ssaków. Czy tak jest w tym wypadku? Czy tylko wydaje nam się pod wpływem sugestii, że dostrzegamy kły aligatora, zęby jaguara tudzież całe szczęki wyrysowane na skrzydłach owadów. Pamiętacie ćmę Królowej Izabeli, o której pisałem w Notatniku Ćmoholika? Ona również posiada szereg wymalowanych zębów na tylnych skrzydłach, które wraz z fałszywymi oczami tworzyły coś na kształt pyska drapieżnika, choć mi osobiście przypomina ten obraz bardziej czaszkę.
Mówiąc o mimikrze w kontekście Atlasa zawężamy ją do mimikry batesowskiej, polegającej na tym, że bezbronny gatunek upodabnia się do gatunku mogącego się bronić, np. za pomocą gruczołów jadowych. Nasz atlas z pewnością z tego w pewnym zakresie skorzystał. Zjawisko to zbadał już Darwin, w teorii doboru naturalnego, twierdząc, że tak wykształcone cechy morfologiczne nie mogą być dziełem przypadku. Są one przecież powtarzalne, tym samym pomagając zwierzętom w przetrwaniu. Eliminacja zaś dotyczy wyłącznie cech zbędnych. A co w przypadku, gdy dany motyl upodobnił się wiele milionów lat temu do zwierzęcia, które obecnie jest wymarłe? A skąd zwierzę owadożerne, które nie widziało nigdy węża, wie, że będzie dla niego śmiertelnym zagrożeniem? Otóż wrodzone instynkty i wzorce zachowań, wywołujące strach i ucieczkę zakodowane są w genach. A czy my musimy widzieć pająka, by czuć przed nim strach. Nie bez przyczyny większość osób otwarcie mówi o arachnofobii, mimo, iż nie spotkała na swej drodze powiedzmy sobie takiego włochatego ptasznika.
W Nowym Świecie odpowiednikiem Atlasa jest rodzaj Rothschildia. Są to o wiele mniejsze ćmy, jednakże mają jedną bardzo ważną wspólna cechę z Atlasami - duże "okna" na skrzydłach, które patrząc prostopadle są przezroczyste. Gdy jednak spojrzymy na nie pod kątem ujrzymy połyskującą, mętną, opalizującą taflę. Aztekom przypominała ona obsydianowy sztylet, ich święty nóż, którego używali w rytuałach do wykrawania serc ofiarom. Na podstawie tej interpretacji w prekolumbijskiej Mezoameryce narodziło się wyobrażenie bogini Itzpapalotl, nazywanej „obsydianowym motylem” lub „motylem o kształcie obsydianowego noża”. Bogini gwiazd i ognia była głównym bóstwem wśród plemienia Chichimeków. Przedstawiano ją jako motyla z elementami skrzydeł, szponów jaguara, noży i węży. Dopatrzono się nawet, iż Itzpapalotl była wzorowana na gatunku ćmy Rothschildia orizoba. Świadczą o tym ślady odnajdywane w środkowym Meksyku, dowodzące, że motyle i ćmy miały symboliczne znaczenie dla kultury Azteków. Personifikowały duszę opuszczającą ciało po śmierci i odradzającą się na nowo. Zupełnie jak obsydianowy nóż, symbol witalności i duszy. Co więcej doszukano się podobieństwa pomiędzy krańcowymi elementami skrzydła R. orizoby z rzeźbami jednego z najważniejszych bogów, zdobiącego piramidy Azteków Quetzalcoatl – pierzastego węża. Wmieszany był w to również kajman, którego cech dopatrywano się w tych motylach. Wyobraźnia kilku badaczy sugeruje tym samym, że misterne wzory na skrzydłach pawic z rodzaju Atlas czy Rothschildia mają wymieszane cechy wielu drapieżników, z których każdy może wywołać reakcję ucieczki u polujących na nie ptaków.
Oczywiście przezroczystość okien na skrzydłach Atlasów i Rotchschildi sama w sobie może upodabniać te owady np. do gnijących liści, w których powstały owe dziury. Taką hipotezę wysnuł słynny biolog ewolucyjny, tropikalny i entomolog - Daniel Janzen. Wszak przezroczystość jest formą kamuflażu, którą stosuje się w nowoczesnych technologiach wojskowych jako tzw. kamuflaż adaptacyjny, wyświetlający projekcje znajdujące się za obiektem na nim samym. Można by rzec, że to obraz iluzju. Inne hipotezy głoszą, że ćmy te lub ich fragmenty mają jednak przypominać nietoperze. Zwłaszcza wielkie skrzydła Attacusa atlasa. A jakie jest Wasze zdanie? Co w nich widzicie? Gdy cech do interpretacji jest tak wiele, iż nasza wyobraźnia szaleje, dochodzi wręcz do tzw. satyrycznej mimikry, gdy mieszanka niespójnych, silnie kontrastujących obrazów rodem z drapieżnych gadów i ssaków wywołuje element niepokoju i konsternacji u obserwatora.
Motyl kometa (Argema mittrei) z Madagaskaru kontra Król Julian. Naukowcy sugerują, że na tej endemicznej wyspie ta olbrzymia ćma wykształciła interpretacje, polegającą najkrócej mówiąc na udawaniu lemura... Czy dostrzegacie podobieństwo w ich oczach?
Matrix Interpretacje
Jeśli chcielibyście wystawić Waszą wyobraźnię na próbę warto przyjrzeć się kilku gatunkom z największymi "oczami". Wśród motyli dziennych będą to wspomniane wyżej Caligo, natomiast wśród nocnych w czołówce znajdzie się motyl kometa, czyli pawica rodem z Madagaskaru - Argema mittrei. Tą wspaniałą wyspę z pewnością kojarzycie z filmu animowanego pod tym samym tytułem. Pamiętajcie króla Juliana? Wyginając śmiało ciało porównajcie zatem jego oczy z motylem kometą. Widzicie pewne podobieństwo? Otóż entomolodzy sugerują, że fałszywe oczy wyrysowane na skrzydłach tej wspaniałej ćmy imitują oczy lemura! Czy w tej interpretacji rzeczywistości, rodem z filmu Matrix, nie zaszliśmy w tym momencie już zbyt daleko? Otóż nie. Gdyż podążając tym tropem badacze dowodzą, że kuzyn komety madagaskarskiej , czyli pochodząca z Afryki Argema mimosae, przypomina antylopę. A dokładnie mówiąc jej rogi, które ukazują się, gdy spojrzymy na motyla do góry nogami, czy raczej rogami. Ułożone są one z długich ogonków samców, co w połączeniu z olbrzymimi oczami tworzy coś na kształt rogatej głowy.
Interpretacje podobieństw oczu owadów z naczelnymi poniosły wyobraźnie entomologów do granic wszechświata. Dobrym przykładem są oczy indyjskiej ćmy księżycowej, Actias selene, które zinterpretowano jako oczy orangutana z przymkniętymi powiekami, ze wskazaniem nawet na rzęsy i odbicia od dolnej powieki oka. Z kolei w obrazach oczu ciem z rodzaju Automeris dopatrzono się refleksów świetlnych pochodzących od gwiazd czy księżyca (Automeris tridens), charakterystycznych dla nocnych ssaków i ptaków. Co więcej, doszukano się interpretacji wskazującej na odwzorowanie na skrzydle motyla konkretnych konstelacji gwiezdnych nieba. Ćmy z rodzaju Automeris często porównywalne są do oczu sów. Gdyż oczy wyrysowane na ich tylnych skrzydłach zajmują większą część skrzydła, podobnie jak ma to miejsce u sowy (ponad 30% powierzchni głowy). Ciekawą interpretacją obdarzono również gatunek Automeris larra, porównując jego zaniepokojoną pozycje z pióropuszem Harpii wielkiej (Harpa harpyja), gatunkiem ptaka szponiastego, będącego postrachem wszystkich stworzeń żyjących w dżungli Ameryki Południowej.
Podczas jednej z moich entomologicznych wypraw na pazie żeglarze miałem okazję obserwować wiele osobników z odciętymi ogonkam a nawet fruwające bez połowy tylnych skrzydeł. Niczym jaszczurka odrzucająca ogon w chwili zagrożenia. rzekoma głowa u paziowatych skutecznie myli ptaki. Długie ogonki imitują czułki a znajdujące się przy nich małe oczka - głowę. Motyl może nie wygląda atrakcyjnie ale przeżywa, zachowując swoją podstawową zdolność do rozrodu. Dla porównania jedno ze zdjęć przedstawia całego owada. Zwróćcie uwagę również na pawika i jego wspaniałe oczy
Rzekome oczy występują u wielu gatunków motyli dziennych i nocnych. Wydaje się, że to bardzo oczywista forma mimikry. Nasza rusałka pawik, siedząc ze złożonymi skrzydłami pozbawionymi od spodu jakiejkolwiek kontrastowej barwy może z powodzeniem udawać kawałek kory. Jednak zaniepokojona w ostatniej chwili jest w stanie błysnąc, odsłaniając swoje pawie oczka i dezorientując w ułamku sekundy napastnika. Ta chwila dezorientacji może uratować jej życie. Jest szybka, zatem każda sekunda opóźnionej reakcji ataku u drapieżnika zwiększa jej szanse na przeżycie. Przeprowadzono szereg badań na ten temat i potwierdzono, iż sikorki zdezorientowane oczami pawika rezygnowały z ataku na motyla a skuteczność obrony pawich oczek była nawet o 400% wyższa w porównaniu ze skrzydłem, na którym oczka rozmazano. Rzekome oczy posiadają również nasze piękne paziowate – paź żeglarz i paź królowej. Małe oczka, znajdujące się tuż przy tylnych ogonkach mogą zmylić napastnika do tego stopnia, że atakuje dziobem dolną część ciała, myśląc, że to głowa. Stąd często możemy zobaczyć fruwające pazie z odciętymi ogonkami, które ptak zinterpretował jako czułek. A motyl nawet bez połowy tylnego skrzydła sobie poradzi. Widywałem pazie żeglarza latające dosłownie bez dolnej części swojego ciała. Motyl, mimo, iż uszkodzony, przeżywa, zachowując nie tylko zdolność do latania, ale i rozmnażania.
Caligo - motyl sowa czy jednak motyl ropucha?
Ten rozdział mogłaby poprowadzić Alicja. Choć sowy sam również uwielbiam a kolejne interpretacje dowodzą naszego silnego związku z Ornithopterum, w którym ptaki łączą się z motylami. Czy raczej motyle starają się upodobnić do ptaków. Najbardziej spektakularnym przykładem tej dziwnej interpretacji są południowoamerykańskie rusałki z rodzaju Caligo, które de facto są spokrewnione z błękitnym rodzajem Morpho. Jeśli się dobrze wpatrzymy zauważymy pozostałości tego błękitu w mrocznej otchłani szarości, brązu i czerni, odpowiadającej porze aktywności tych owadów (zmierzch). Choć pamiętajmy, iż nie są to ćmy. Nie podziwiamy jednak Caligo za mroczną naturę, ale za oczy, od których nie mogę oderwać swoich. Pierwsze hipotezy głosiły, iż są to oczy sowie. Wszak sam przyrównałem kilka sowich tęczówek do obrazów na skrzydłach Caligo i zauważyłem wręcz identyczne podobieństwo. Z drugiej strony motyl w spoczynku ma skrzydła złożone. Zatem nie ma możliwości, by ukazał je w typowy dla sowiej głowy sposób – skierowanych na wprost oczu, umożliwiających stereoskopowe widzenie. Są one rozmieszczone po bokach. Co więcej, oko u tej rusałki położone jest w dolnej części tylnego skrzydła. Zatem sowa nie dość, że musiałaby sobie spłaszczyć bocznie głowę, to jeszcze powinna zwisać jak nietoperz. Nasz huhuś (szlarogłówka) rzeczywiście przekręca głowę, gdy jest zaciekawiony, ale bądźmy szczerzy, czy motyl by na to wpadł? Zaskoczyła mnie również niedawno przeczytana hipoteza, iż Caligo, motyl sowa, od lat kojarzony właśnie z tymi ptakami, powinien być właściwie nazywany motylem ropuchą. Otóż Philip Howse, autor książki "Butterflies - Messages from Psyche" - w swej interpretacji stwierdził, iż duże oko u Caligo i nieco mniejsza plamka obok odpowiadają tropikalnemu gatunkowi toksycznej ropuchy Bufo marinus, zarówno w kwestii samego oka jak i tympanum ropuchy, czyli obrazu przypominającego błonę bębenkową. Czyżbyśmy zatem tyle lat żyli w błędzie? Niemniej latająca ropucha zdecydowanie brzmi mniej sexy od motyla sowy.
Kallima inachus - motyl liść
Na zakończenie części pierwszej Interpretacji damy odpocząć nieco naszym zmysłom. Tym razem coś bardziej oczywistego, choć na pierwszy rzut oka takim nie jest. Swego czasu bardzo interesowałem się motylami z rodzaju Kallima, zwłaszcza przepięknym Kallima inachus, nazywanym potocznie motylim liściem dębu, bądź martwym liściem. Jego spodnia strona skrzydeł przypomina zeschnięty liść nie tylko z barwy, ale i z kształtu. To zatem doskonały przykład mimetyzmu, a więc adaptacyjnej zdolności niektórych zwierząt do upodabniania się barwą lub kształtem do otaczającego je środowiska. Jakiś czas temu oglądałem film, na którym zaniepokojona Kallima sfrunęła na ziemię i zaczęła udawać martwą, nic nie wartą "ściółkę". Zamknęła skrzydła i złożyła nogi wzdłuż tułowia, kładąc się na boczek. Co więcej, dotknięta przelatywała kawałek, niczym unoszony liść na wietrze i kładła się ponownie na boczek. Nie widziałem takiego zachowania u żadnego innego gatunku. Czyż przyroda nie jest zdumiewiająca? Miałem okazję hodować Kallimy i byłem pełen zachwytu dla ich strategii przetrwania opartej nie tylko na kryptyczności ubarwienia, ale i adekwatnym do cech morfologicznych zachowaniu. Zupełnie jakby miała świadomość swojego stroju, który pozwała jej wcielić się w daną rolę, niczym aktorom w teatrze. Sztukę kamuflażu, wykorzystującą ściółkę leśną opanowała również do perfekcji ćma pochodząca z lasów mglistych Mindo na Ekwadorze - Oxytenis modestia. W potocznym języku jej nazwę można również przetłumaczyć na martwy liść. Przyznam się Wam, że gdy pierwszy raz obejrzałem fotografię z tym gatunkiem myślałem, że jest na niej tylko jeden osobnik. Okazało się, że były aż trzy! Nie dość, że owad ten wygląda identycznie jak zeschnięty liść, to jeszcze poszczególne osobniki różnią się odcieniami, wzorem kropek i plam, imitujących grzybnie, doprowadzając kamuflaż do granic absurdu. Wyrysowały nawet pręgę, biegnącą przez obydwa skrzydła, która wygląda kropla w kroplę jak główna żyłka liścia, od której odchodzą delikatniejsze linie.
Polskim odpowiednikiem zeschniętych liści jest dla mnie rusałka ceik. Postrzępiona krawędź skrzydeł oraz spód w odcieniach czerni i brązu pozwala ceikom znikać nie tylko na korze drzew ale i na ziemi, zwłaszcza na odchodach małych ssaków. Co prawda ceik nie posiadł umiejętności przewracania się na boczek i udawania trupa w kupie, niemniej jego kamuflaż jest bardzo skuteczny. Na tle kory znikają również inne rusałki, oczywiście gdy tylko złożą skrzydła. Sztukę wtapiania się w tło niczym ninja opanowała rusałka admirał i rusałka wierzbowiec. Z kolei wśród polskich ciem doskonale w sosnowym lesie kamuflują się zawisak borowiec i brudnica mniszka.
Przykładów kamuflażu w świecie motyli jest niezliczona wręcz ilość. Nic w tym jednak dziwnego. Motyle jak większość owadów jest bezbronna. Ich strategia przetrwania może się zatem opierać wyłącznie na biernych taktykach obrony. A wśród nich jedną z najpopularniejszych jest mimikra.
Ilustracja krwiożerczej Zmierzchnicy trupiej główki z dziennika generała Joachima Daniela Jaucha z XVIII wieku vs. rzeczywistość, czyli kosmaty miły stwór, tylko z czaszką na tułowiu...
* Czacha dymi - definicja według Wielkiego Słownika Języka Polskiego PAN - kogoś boli głowa od nadmiaru emocji, wrażeń, wiadomości lub wykonanego wysiłku umysłowego....
Kochani, ponieważ moja czacha już wyraźnie dymi od doszukiwania się symboliki i właściwej interpretacji tych wszystkich obrazów, oddaje dalsze rozważania Waszej uwadze. Napiszcie do mnie na ornithopterum@gmail.com, a najciekawsze interpretacje opublikuje na łamach naszego bloga. Życząc nietuzinkowych i szalonych porównań.
Do usłyszenia!
Rafał
Literatura: Inspiracją do napisania tego artykułu były dla mnie dwie niezwykłe publikacje: "Giant Silkmoths - colour, mimicry & Camouflage" (Philip Howse, Kirby Wolfe) oraz "Messages from Psyche" (Philip Howse), wydawnictwa Papadakis. Bardzo serdecznie Wam polecam, mogą naprawdę zmienić Wasz punkt widzenia na postrzeganie tego, co nas otacza.
Na zakończenie ostatnia już interpretacja, nie wymagająca aż takiej wyobraźni, aczkolwiek przez swą symbolikę niezbyt optymistyczna. Motyw tego motyla pojawia się w wielu filmach, ale kinematografia pamięta go zwłaszcza z ikonicznego obrazu „Milczenie owiec”. Mowa oczywiście o zmierzchnicy trupiej główce (Acherontia atropos). Pomijając to, że zaniepokojona ćma wydaje niezwykłe dźwięki, popiskując trąbką, czym przypomina piskliwe odgłosy nietoperzy, jej wizerunek na tułowiu kojarzony jest tylko z jednym symbolem – ludzką czaszką. Stąd oczywiście polska nazwa tego zawisaka, którego coraz częściej można obserwować w naszym kraju. Miałem okazję trzymać go na dłoniach i mimo jego symbolicznego charakteru, zwiastującego śmierć, muszę przyznać, że to piękny i wspaniały owad. W dodatku, podobnie jak ja, uwielbia miód. Z tym zamiłowaniem związany jest kolejny typ interpretacji, tym razem zapachowej. Otóż zmierzchnica wydziela woń podobną do zapachu miodu, która dezinformuje pszczoły, dzięki czemu może plądrować ule. Taką adaptację zapachową, w której dochodzi do mylnej interpretacji nazywamy mimikrą chemiczną. Jednak to nie wszystko. Gdy zmierzchnica rozchyli skrzydła, jest w stanie upodobnić się do wielkiego i groźnego szerszenia, dzięki żółto czarnemu pasiastemu odwłokowi, stosując tym samym mimikrę batesowską. Z kolei siedząc na korze drzew ze złożonymi skrzydłami doskonale się maskuje, wykorzystując kryptyczność ubarwienia, czyli mimetyzm. Wygląda na to, że nasza zmierzchnica łączy niemalże wszystkie znane techniki kamuflażu.
Nazwa łacińska trupiej główki - Acherontia związana jest z mitologiczną rzeką Acheron, jedną z pięciu rzek Hadesu, zwaną rzeką smutku. W dosłownym tłumaczeniu Acheron znaczy lament, co jest bezpośrednią interpretacją odgłosu wydawanego przez zmierzchnicę. Z kolei Atropos w mitologii greckiej wyznaczała kres ludzkiego życia, była najstarszą z sióstr losu, zwanych Mojrami. Kiedy nadchodził kres człowieka Atropos przecinała nić ludzkiego życia swoimi nożyczkami. Złowieszczą interpretację dotyczącą zmierzchnicy można odszukać w pamiętniku generała Joachima Daniela Jaucha z XVIII wieku: "Taka Szarańcza padła na milę od Kalisza, z którey dwie złapano, y jednę serwują w Kapitule Gneźnieńzskiey, a drugą OO. Reformaci w Kaliszu, tę gdy wzięto w rękę skrzeczała jako Gacek, y pianę żółtą z pyska toczyła, cała była kosmata, jak axamit, Śmierć na piersiach, nogi dwie kosmate y zęby wiewiórcze mająca...”.
Wyglądający jak osa Przeziernik osowiec (Canva Pro), Igłodziobek - złapany w moim obiektywie prawdziwy koliber z Dominiki oraz "polski koliber" - Fruczak gołąbek (Canva Pro)
Niedźwiedziówka hebe i Krasopani hera, przykład aposematyzmu akustycznego, czyli informowania dźwiękiem o swej toksyczności potencjalnych drapieżników, w tym wypadku nietoperzy.
Co byście powiedzieli na to, że ćmy nie tylko słyszą, ale i potrafią śpiewać? Takie miłosne serenady mogą mieć kontekst związany z szukaniem partnera, ale mogą mieć również znaczenie przy technikach obrony, wykorzystując zjawisko mimikry Batesa (mimikry batesowskiej) a dokładniej rzecz ujmując – akustycznej mimikry batesowskiej, czyli kamuflażu dźwiękowego. Narządem śpiewu jest tzw. tymbal. Mianem tym określa się pofałdowaną strukturę egzoszkieletową, używaną do wytwarzania dźwięków u owadów. U motyli nocnych znajduje się ona na tułowiu, w formie wyspecjalizowanych obszarów nabłonka śródpiersiowego. Ich pofałdowane sprawa, że dźwięk powstaje, gdy cała powierzchnia bębenkowa zostaje zaciśnięta w wyniku skurczu mięśni, a następnie zwolniona. Przepływ powietrza, gdy fałdy wracają do pierwotnego kształtu, wywołuje tym samym serię ultradźwięków, czyli niezwykle szybkich „kliknięć”. Choć są wyjątki, jak u wspomnianej zmierzchnicy trupiej główki, u której głos wydobywa się przez skróconą trąbkę (ssawkę), przez którą owad przepuszcza wydmuchiwane powietrze, emitując pisk. Kamuflaż dźwiękowy jest najbardziej zaawansowaną techniką obrony u motyli nocnych. Polega na porozumiewaniu się ze swoimi odwiecznymi wrogami – nietoperzami. To jak urządzanie sobie pogawędek z wrogiem, niczym dyskusja w przestworzach dwóch pilotów samolotów rodem z filmu Top Gun. A o czym nasi skrzydlaci piloci rozmawiają? Choć moment wydaje się dramatyczny, rozmowa dotyczy gustów kulinarnych. Dźwięki wydawane bowiem przez ćmy w tym wypadku przenoszą jeden konkretny i ważny komunikat – jestem niejadalny a w związku z tym nietykalny, jeśli mnie zjesz będziesz żałować! Ta ważna pieśń o walorach smakowych sprawdza się do tego stopnia, że nauczyły się jej gatunki, które niejadalne nie są!
Największe tymbale w Europie w stosunku do wielkości ciała posiada ćma – Cymbalophora pudica. Szybki ciąg ultradźwiękowych kliknięć, służących do porozumiewania z nietoperzami, stosują również nasze rodzime, piękne ćmy z rodziny niedźwiedziówkowatych (Arctiinae), jak Krasopani hera (Euplagia quadripunctaria) czy Niedźwiedziówka hebe (Arctia festiva). Jej czerwone barwy świadczą o toksyczności, lecz w nocy ich nie widać, zatem nadawany niczym alfabetem morsa sygnał jest manifestacją jej ohydnych walorów smakowych. Przekazuje nietoperzom informację o zawartych w jej ciele toksynach. Zjawisko to nazywamy aposematyzmem akustycznym. Jeśli nietoperz źle zinterpretuje ten komunikat, zapamięta tą niesmaczną lekcję do końca życia. Dźwięki są kolorami świata nietoperzy, które szybko się uczą, kojarząc odgłosy z toksycznością. Wykorzystują to gatunki, które takiej broni nie posiadają. Doskonale pod Krasopani podszywa się, nie wyglądem lecz dźwiękiem, inna ćma – jadalna i ponoć smaczna Eubaphe unicolor. Wydając odgłosy identyczne jak gatunek toksyczny, zapewnia sobie tym samym ochronę – nietoperze jej nie atakują. To klasyczny przykład mimikry dźwiękowej (akustycznej mimikry Batesa).
Oczywiście istnieją również inne sposoby wydawania dźwięków przez ćmy. Część gatunków stryduluje, a więc pociera o siebie różne części ciała. Niektóre zawisaki strydulują, pocierając genitalia o segmenty odwłoka. Strydulować potrafią również poczwarki. Inne gatunki emitują dźwięki poprzez uderzenia skrzydeł. Doskonałym przykładem jest Przeziernik osowiec (Sesia apiformis), który z jednej strony wygląda kropla w kroplę jak wielka osa lub szerszeń, z drugiej wytwarza szum skrzydeł, przypominający brzęczenie tych żądlących błonkówek. Co jest kolejnym przykładem omawianej mimikry, zarówno pod względem morfologicznym jak i akustycznym. Dźwięk emituje również sam ruch skrzydeł, zwłaszcza jeśli jest wystarczająco energiczny. Prym pod tym względem wiodą zawisaki – od 25 uderzeń na sekundę u zawisaka tytoniowego (Manduca sexta), 46 u Euchloron megaera (przy rozpiętości skrzydeł do 12 cm) i aż 83 uderzeń na sekundę u „polskiego kolibra”, czyli małego Fruczaka gołąbka, (Hummingbird Hawk-moth - Macroglossum stellatarum). Przyznam się szczerze, że miałem okazje obcować z czterema gatunkami kolibrów, występującymi na Dominice (Ameryka Środkowa) i faktycznie furkot, który wydaje w locie nasz fruczak nawiązuje do ich fenomenalnego lotu. Nawet sposób poruszania się tego zawisaka jest podobny do tych mikroskopijnych ptaków. Nic więc dziwnego, że interpretacje, wskazujące na występowanie w Polsce kolibra, odwiedzającego latem balkony i ogrodowe werandy z kwiatami pojawiają się co roku na łamach mediów. Jednak zasięg występowania kolibrów ogranicza się wyłącznie do krainy neotropikalnej. Nie przeżyłyby w naszym klimacie. Myślę, że opiszę te spotkania w osobnym artykule, łączącym te owady i ptaki, czyli po prostu kwintesencja naszego Ornithopterum.
Na zakończenie anegdota. Słynny niemiecki entomolog, Rudolf Mell, specjalizujący się w rodzinie zawisaków, podczas swoich badań w Chinach był w stanie rozpoznać gatunek ćmy fruwającej wokół jego domu wyłącznie po furkocie skrzydeł. Zostało to skomentowane przez kuratorów działu Motyli i Ciem z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie - Davida C. Lees oraz Alberta Zilli. Na łamach książki „Moths – their biology, diversity and evolution” napisali: „prawdziwy lepidopterolog to taki, który wsłuchuje się w motylą pieśń”. To moja subiektywna interpretacja ich słów. U mnie na bakier z rozpoznawaniem po jednej nutce. Ale może Wam się uda!
Ornithopterum.pl